Każdy, kto spędza wiele czasu w kuchni wie, że nie wszystkie potrawy są fotogeniczne. Niektóre wyglądają wręcz nieciekawie i nie każdy skusiłby się ich skosztować. Ale my dobrze wiemy, że ta niezbyt zachęcająca powierzchowność naszego obiadu skrywa w sobie ulubione smaki. O tym, jak problematyczne bywają takie dania doskonale wiedzą także kulinarni blogerzy i food designerzy.
Nie bez powodu na rynku pojawiają się kolejne książki, które uczą podstaw fotografii kulinarnej, a łebscy specjaliści od marketingu w wielu firmach organizują coraz więcej fotograficznych warsztatów kulinarnych, dzięki którym mamy coraz więcej blogów niejednokrotnie bardziej apetycznych, niż same prezentowane na nich propozycje posiłków. Jedzenie ładne i smaczne staje się jednym ze stylów bycia – a ja bardzo ten styl lubię, chociaż wciąż daleko mi do powzięcia decyzji o urządzeniu w kuchni mini studia fotograficznego… Sesje wykonuję więc w naturalnym środowisku kuchennym, przeklinając wszystkie te przypadki, gdy z przyczyn techniczno-oświetleniowych zdjęcia przygotowanych potraw wychodzą zwyczajnie słabo.
Tym samym przejdę do meritum sprawy, jakim jest dziś makaron w towarzystwie tuńczyka i pieczarek w lekkim jogurtowym sosie. To pozycja, która dość regularnie pojawia się na moim stole. Uwielbiam każdy składnik po kolei, jaki zawiera, począwszy od ubóstwianego przeze mnie makaronu, przez pieczarki, po tuńczyka z puszki.
Do robienia zdjęć tego dania zabierałam się przynajmniej kilkukrotnie. A to podałam je w miseczce, a to na czarnym talerzu, to znów spróbowałam w makaronem w innym kształcie… W końcu jednak udało się pstryknąć takie, które tyle o ile nadają się do pokazania, a sam makaron w niczym nie przypomina tego upaćkanego nijaką, burą breją z wcześniejszych prób. Tym razem wystarczył prosty biały talerz, kolorowe świderki i pieczarki pokrojone nieco inaczej, niż zazwyczaj. Voila! Smacznego!
Makaron z tuńczykiem i pieczarkami
- porcja makaronu
- ok. 200-250g pieczarek
- puszka tuńczyka w sosie własnym lub w wodzie
- 200g jogurtu naturalnego typu greckiego
- 2 ząbki czosnku
- łyżka oliwy do smażenia
- łyżka startego sera grana padano, parmezanu, pecorino lub innego twardego sera
- sól, pieprz, słodka papryka, ostra papryka, pieprz kajeński (opcjonalnie)
Makaron ugotuj w osolonym wrzątku według instrukcji na opakowaniu.
Na patelni rozgrzej oliwę, przesmaż przeciśnięty przez praskę czosnek i dodaj pokrojone drobno pieczarki. Smaż na średnim ogniu, aż nieco odparuje z nich płyn, doprawiając do smaku solą, czarnym pieprzem i paprykami (jeśli nie lubisz mocno pikantnych dań pomiń dodawanie pieprzu kajeńskiego). Do podsmażonych pieczarek dodaj osączonego tuńczyka z puszki, wymieszaj, rozdrabniając ewentualne większe kawałki i smaż jeszcze 2-3 minuty. Zmniejsz ogień i dodaj jogurt, dokładnie połącz go z pieczarkami i tuńczykiem. Na koniec dodaj ugotowany i odcedzony makaron i wymieszaj porządnie tak, aby sos dobrze oblepił kluski.
Podawaj gorące, oprószone startym serem.
Magda Gessler popełniła raz na łamach Wprost artykuł o istocie parmezanu. Pewnie ma sporo racji, i złapałaby się za głowę, na myśl o tym, że w kuchni jestem niekonsekwentna niczym oszczędni restauratorzy i w przepisie zostawiam taką dowolność co do sera, którego używam… i dobrze! Wykwintna kuchnia rządzi się swoimi prawami. Niemniej jednak moja kuchnia jest kuchnią niezamożnej singielki i jeśli tak, jak ja nie masz akurat parmezanu w lodówce, a jedynie grana padano, lub co gorsza po prostu saszetkę z serem twardym, dojrzewającym, podpuszczkowym, a nie podejmujesz pani Magdy na obiad… 🙂
Przygotowanie całości trwa tyle, co zagotowanie wrzątku i ugotowanie makaronu. To naprawdę szybki obiad. I niedrogi. Z podanych ilości wychodzą dwie spore porcje.
Pieczarki możesz pokroić w cienkie plasterki, posiekać drobniutko lub pokroić na cząstki – mniejsze na ćwiartki, większe na ósemki czy nawet drobniej – wybór należy do Ciebie!
Fanom śmietany jak zwykle proponuję zamienić na nią jogurt – sądzę, że 12 lub 18% będzie wystarczająca.
Kolorowy makaron ożywia talerz, bardzo lubię karmić sobie nim wzrok. Przygotowywałam już w ten sposób zarówno spaghetti, jak i farfalle czy penne.
Opcjonalnie możemy na początku dodać też posiekaną małą cebulkę – dla mnie jednak okazuje się ona w tym przypadku zbędna.