Świat pokryła warstwa bieli, ścięta przez mróz, który utrzymuje w ryzach ten bajkowy krajobraz. Słońce jest rzadkim gościem, na którego powrót czekam z utęsknieniem. W te wciąż krótkie dni najlepszym pocieszeniem są ciepłe, zimowe skarpety i swetry, miękkie koce i czas spędzony w kuchni. I niech sobie trzaska mróz i skrzypi śnieg za oknem – otulona ciepłem domowego ogniska, pachnącego chlebem i miłością nie potrzebuję niczego więcej, by dotrwać do wiosny i w końcu odetchnąć pełną piersią.
Natura nie podarowała nam w drodze ewolucji przywileju zapadania w zimowy sen, a życie w mieście w dzisiejszych czasach niczym nie odbiega od tego, które toczymy wiosną czy latem. Otaczająca nas rzeczywistość nie zwalnia obrotów i chociaż natura na zimę odpuszcza, zapada w letarg, przygotowując się na wiosenny rozkwit, jakby nabierając sił, człowiek nie może sobie na to pozwolić. Niezależnie od niesprzyjających okoliczności przyrody, styczniowej chandry, zapierającego dech w piesiach zimna i wciąż zbyt długich, męczących wieczorów i nocy, trzeba nam funkcjonować równie wydajnie, jak podczas cudownych, zielonych miesięcy.
Marzy mi się czasem móc zapaść w taki zimowy niby letarg, zwolnić trochę, pracować mniej i poświęcać krótkie przedpołudnia stycznia raczej na doskonalenie siebie, lekturę dobrych książek, odkrywanie nowych smaków, dopracowywanie planów spełniania marzeń na dni, które będą dłuższe i o wiele bardziej motywujące do działania.
Na szczęście do wiosny już tylko krok.
Tymczasem, by nie dać się wpędzić w styczniową melancholię, trzeba nam znaleźć złoty środek pomiędzy wyczerpującym czasem obowiązków, na który pożytkujemy najlepszą część dnia, a cichymi godzinami lśniących od śniegu wieczorów, kiedy można oddawać się praktykowaniu spokoju. Na dobry początek można sobie upiec chleb – nastawić wczesnym rankiem ciasto i umilać sobie dzień myślą o tym, jak dojrzewa cierpliwie w cieple kaloryfera pod naszą nieobecność w domu. Czeka, dając działać dzikim drożdżom z zakwasu tak, że gdy wróci się do domu wystarczy rozgrzać piekarnik i wstawić cudownie wyrośnięty bochenek w jego gorące wnętrze. Po godzinie, podczas której można oddać się czytaniu, obejrzeć odcinek ulubionego serialu lub zająć przygotowywaniem rozgrzewającej zimowej zupy, w piekarniku dokończy się magia pieczenia chleba. Parzący w palce, nieziemsko pachnący wyciąga się ostrożnie z rozgrzanego do czerwoności pieca jak największy skarb. Jedząc kanapkę następnego dnia w pracy myślę sobie, że to naprawdę niesamowite, że to właśnie ja sama miałam udział w tej smakowitej magii.
Prosty chleb razowy z ziarnami słonecznika
na zakwasie, 1 bochenek 25 cm
- 4 duże łyżki żytniego zakwasu
- 250 g mąki żytniej razowej, typ 2000
- 250 g mąki pszennej, typ 550 – 650
- 450-500 ml ciepłej wody
- 1 łyżka soli
- 70-80 g ziaren słonecznika + dodatkowa garść do posypania z wierzchu.
Wieczorem dnia poprzedzającego pieczenie, przed pójściem spać, dokarm zakwas świeżą porcją mąki i wody.
Rano w wymieszaj wszystkie składniki (zacznij od mniejszej ilości wody) – nie potrzebujesz miksera ani długiego, ręcznego wyrabiania. Ciasto wystarczy mieszać kilka minut łyżką, dość dokładnie, aby powstało gęste, mocno klejące ciasto. W razie konieczności dolej więcej wody lub dosyp odrobinę mąki – ilość wody podana jest w widełkach, ponieważ to ile faktycznie będzie jej potrzebne zależy w dużej mierze od mąki.
Gotowe ciasto przełóż do prostokątnej keksówki (25 cm) wysmarowanej olejem i wysypanej np. otrębami. Dociśnij lekko i wyrównaj wilgotnymi dłońmi, posyp wierzch resztą słonecznika i przykryte czystym woreczkiem foliowym odstaw do wyrastania na 8-10 godzin, czyli na czas, w którym jesteś w pracy. Miejsce wyrastania nie musi być szczególnie ciepłe – wystarczy temperatura pokojowa. Czas wyrastania jest dość długi, ponadto to czas twojej nieobecności w domu, warto więc by ciasto wyrastało raczej powoli. Jeśli umieścisz ciasto w cieple, np. w okolicy kaloryfera czas wyrastania skraca się nawet do 3-4 godzin – warto wtedy pilnować chleba, zwłaszcza jeśli mamy aktywny, dojrzały zakwas, bo niedopilnowane, pozostawione w cieple o kilkanaście minut za długo, potrafi przerosnąć i się wylać.
Ciasto powinno urosnąć do brzegów formy – jest wtedy gotowe, by wstawić je do piekarnika nagrzanego do 240 stopni na 10 minut. Po tym czasie zmniejsz temperaturę do 200 stopni i piecz jeszcze minimum godzinę.
Przed wstawieniem chleba, wstaw na dno foremkę z kilkoma kostkami lodu i pozwól się im roztopić. Dzięki temu chleb będzie miał bardziej chrupiącą, apetyczną skórkę.
Chleb jest gotowy, gdy postukany od spodu wyda głuchy odgłos. Powinien całkowicie wystygnąć przed krojeniem – najsmaczniejszy jest następnego dnia.
Chleb jest z tego przepisu jest naprawdę pyszny, naturalnie ciemny, lekko zbity i wilgotny dzięki razowej mące. Pięknie pachnie słonecznikiem, którego ziarna wzmacniają jego lekko orzechowy aromat i przyjemnie chrupią w zębach. Do ciasta możesz wmieszać także inne ziarna, np. siemię lniane, sezam czy pestki dyni.
Jest banalnie prosty i szybki w przygotowaniu, mimo że to chleb na zakwasie. Sięgam po ten przepis bardzo często, bo można go przygotować niezależnie od okoliczności, z dnia na dzień, co jest dla mnie bardzo ważne, wziąwszy pod uwagę czas, którego nie mam na wieloetapowe przygotowanie chlebów z bardziej skomplikowanych przepisów. Idealnie nada się dla początkujących piekarzy.
O tym, że razowa mąka jest najzdrowsza, nie trzeba dziś nikomu chyba przypominać. Ma znacznie więcej składników mineralnych, niż mąka biała i sprawia, że domowe pieczywo jest jedyne w swoim rodzaju pod względem smaku i konsystencji. Struktura takiego chleba, lekko zbity i wilgotny miękisz, w niczym nie przypominają pseudorazowych chlebów z przemysłowych piekarni, które bardzo często ciemny kolor zawdzięczają wyłącznie dodatkowi karmelu lub słodu, a ziarenkami i otrębami są co najwyżej posypane z wierzchu, by wyglądały na zdrowsze. De facto niczym jednak nie różnią się od zwykłego, białego chleba.